sobota, 1 września 2012

hold on


Są takie rozmowy, po których wszystko się zmienia. Rozmowy, które nie obfitują w słowa, lecz w spojrzenia i milczące gesty. Są takie chwile, gdy siedzi się w ciszy obok drugiego człowieka, wiedząc, że na więcej nie ma się prawa, więcej nie wolno. Bo więcej, to byłoby za dużo, które by przygwoździło. Są tacy ludzie, którzy nie potrafią nikogo do siebie wpuścić. Tacy zamknięci, skryci i szeroko uśmiechnięci. Zbyt głęboko zranieni, by to zauważyć, zbyt niespokojni, by pozwolić sobie na smutek. Tacy zbyt przerażeni. Są ławki, na których siada się ze wstrzymanym oddechem, ostrożnie dotykając każdego skraw­ka, badając go delikatną faktura opuszka palca. Ławki, które zmieniają życie, pod dębami, których liście zdobią alejki w parku. Są łzy, których nie da się kontrolować. Chwile nieszczęścia trudne do opisania, zrozumienia. Momenty, podczas których człowiek umiera, zwijając się w ciasny kłębek, szukając ukojenia. Ale ono nie nadchodzi. Pozostaje ból, w swojej najczystszej postaci. Zbyt brutalny, by go zro­zumieć. Zbyt mocny, by go wytrzymać. I wtedy się umiera. Nie tak fizycznie. Nie, ciało wciąż pozostaje ciasno zwinięte w kłębek. Umiera się tam, w środ­ku. Bo już się nie ma siły, bo brakuje motywacji, by przetrzymać. Umiera się, bo nie widać inne­go wyjścia, bo inaczej… Bo inaczej się nie da. Śmierć przychodzi po cicho, nie czuje się jej sub­telnego dotyku, gdy przytula się do ciała. Gładzi po włosach, powstrzymuje łzy, a potem… wy­rywa serce. I nie stać człowiek na nic więcej poza jednym głuchym okrzykiem. Ostatnim wes­tchnieniem, nim zapanuje pustka. Bierze się ostatni oddech pozbawiony cierpienia i już. Nie ma. Ból odszedł, odeszło uczucie. Można rozprostować zmęczone nogi, obetrzeć łzy i zasnąć. Śmierć całuje jeszcze na dowiedzenia, kręcąc ze smutkiem głową.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz