wtorek, 18 grudnia 2012

Gdybyśmy więcej słuchali, a mniej mówili.

Nie poznałbyś mnie. Wśród chaosu ulicy, uśpionego biało miasta, zgubnych uśmiechów i twarzy, nie znalazłbyś mnie. Przemknęłabym wraz z wiatrem przez twój niewzruszony świat. I nawet gdybyś się znalazł przede mną. Stanął twarzą w twarz. Byłbyś tak pełen wahania, w jas­nych oczach pod ciemnymi brwiami, tyle niepewności.
Zbyt mało czasu, zbyt mało wspomnień.
Nie poznałbyś mnie.
W lekko rozmazanym makijażu, z zaczerwienionymi policzkami i płatkami śniegu na rzęsach.
Z włosami szarpanymi przez wiatr, ze spojrzeniem ulotnym, ciepłym, jak pierwszy promień słońca. Nie dostrzegłbyś go.
Zbyt wiele obojętności. Zbyt wiele na nas.
Zmyliłyby cię pogodny uśmiech i chłopak przy moim ramieniu, czule splecione palce, i te oczy, wpatrzone w innego. Słowa, nie kierowane do ciebie. Nie rzucane na wiatr. Już nigdy więcej. Mokrych policzków, drżących warg, zagubionych spojrzeń. Nie znajdziesz ich. Nie poznasz. Tych oczu, tych samych, ale już zupełnie innych.

Wszyscy jesteśmy inni, wiesz?
Ja też bym cię nie poznała.









poniedziałek, 19 listopada 2012

all i have


Wolność jest ulotna. Jest tchnieniem. Jest zrywem, zmysłowością, tryumfem serca nad rozumem.  Rozumu nad sercem. W zależności, czego częściej używasz. Może jest duszą? Jej skrawkiem, elementem, promilem w bezkresie. Szeptem w nocy. Krzykiem o poranku, prosto we wschodzące słońce. Czymś nowym, nieznanym. Wolność jest chwilą. Jest walką, nie wygraną  Jest szczęściem. Jest wciąż. W oczach, uśmiechach, w melodiach, tych najcichszych, tych najpiękniejszych – w biciu serca, w przyspieszonym oddechu, w słowach, urwanych, bez sensu, bez znaczeń, wypowiedzianych przez sen. Pozornie. Wszystko ma znaczenie. Każdy akt dobroci, każde spojrzenie, każdy gest. Każdy podniesiony i spuszczony wzrok. To ważne. Wolność to obietnica, ulotna i upojna, jak wieść o Bogu. Wolność to bóg. To miłość. To każdy twój dotyk na mojej skórze. Każdy mój jęk. Każda łza. Każdy oddech. Mój śmiech. Twoje oczy, kiedy na mnie patrzysz. Kiedy patrzymy w tym samym kierunku. To właśnie szczęście. To życie. To sens. I kiedy staję w otwartych drzwiach, drzwiach otwartych na świat, na wszystko, i mogę nimi uciec, mogę wyjść, a zostaję, zamknięta w twoich ramionach. Choć nie muszę. Choć nie mówisz choćby słowa. A ja zostaję. 
To właśnie jest wolność.






niedziela, 18 listopada 2012

żyję względnie

To jedna z tych bezsennych nocy, w której lawina przemyśleń zakłóca spokój duszy i umysłu. Wybieram się w podróż po morzu wzburzonych wspomnień, marzeń, efemerycznych chwil, które dawały radość sercu. Zatracona w obłoku miodowych wspomnień, pomarańczowych marzeń i ulotnych chwil, daję się ponieść fali żalu, a zarazem szczęścia. Ciało paraliżuje słona i chłodna woda nienawiści-nienawiści wobec samej siebie. W oddali widać delikatne światło nadziei, lecz łajba jest zbyt słaba, aby dopłynąć. Zalewają ją fale goryczy i niedoskonałości świata. I tak powoli, zatapiając się coraz bardziej, widzę jak daleko mi do poprzedniego życia.
Zapadłam w sen, zawierając wcześniej pakt z diabłem.



czwartek, 20 września 2012

i just want


"Nie myśl o mnie źle.
ja po prostu za dużo straciłam.”
 — Anna Karenina




Bo wiecie, chodzi o to, że znów mi nic nie zostało. Rozumiecie, prawda? Pustka w środku w miejscu, gdzie powinni mieścić się ludzie dla mnie ważni. A ja przecież mam w sobie tyle miłości. A ja boję się ludzi. I kiedy już postanowię się do kogoś zbliżyć przynajmniej na wyciągnięcie ręki, on się odsuwa z nadmiaru mnie. Rozumiecie!? Powiedz przynajmniej ty, że rozumiesz… Albo nie, lepiej nic nie mów.
I nie mam za kim tęsknić w te samotne długie wieczory. Ale wiecie, tak tęsknić, że niemal czujesz fizyczny ból, chociaż do końca nie wiesz, co cię tak boli. Dobrze, że dnie już coraz dłuższe… Bo dziwnie tak siedzieć i czekać, aż ciało albo serce w końcu zacznie o kimś myśleć z utęsknieniem. Czekać, aż serce wygrzebie kogoś za kim mogłabym danego wieczoru potęsknić… A potem się okazuje, że to takie bezsensu, bo tęsknić to w pewnym sensie czekać, a ja na tego kogoś wcale nie czekam. Nadążacie? A może przynajmniej ty? Nie, wcale nie musisz…
Nawet do cholernej gry w karty potrzeba co najmniej dwóch osób. Bo przecież nie zagram do lustra, chociaż... Mogłabym wystawić piękny dramat, być jego główną bohaterką, lub przecież mogłabym zaśpiewać piękna balladę o miłości, gdy nikt nie będzie słuchał i z łzami w oczach zanucić ostatnie wersy o niespełnieniu.
A może, skoro nie można obudzić tych wszystkich uczuć, kiedy się ma na to ochotę, to może jest jakieś miejsce, gdzie są ludzie idealnie do ciebie dopasowani? Może są takie miejsca… I do każdego człowieka jest takie jedno przypisane… Może moim jest biblioteka? W sumie, dobry pomysł mieć faceta, który czytałby mi wiersze przed snem albo jakieś namiętne fragmenty na przykład z opowiadań Wiśniewskiego. Chodzilibyśmy razem wypożyczać książki, a i rozmawiać mielibyśmy o czym. Polecalibyśmy sobie nawzajem pozycje warte uwagi, a na co szkoda czasu. To mógłby być udany… Ach, zapomniałam, że to nie możliwe. No, jak to dlaczego!? Od kilku lat chodzę kilka razy w miesiącu do tej samej biblioteki i wyobraź sobie, że zaledwie trzy razy spotkałam w niej jakiegoś mężczyznę. Chociaż w sumie to dwa razy, bo kolega się nie liczy jako „mężczyzna do potencjalnego wzięcia”.
Ludzie są dla mnie skomplikowani. Szukają wiecznie dziury w całym zamiast cieszyć się tym co tu i teraz. Szukają problemów, sami sobie podrzucając kłody pod nogi. Oczywiście, człowiek to tylko człowiek - popełnia błędy. Może i nie jestem idealna, może popełniam błędy, ale się do nich przyznaję, bojąc się o jutro. Może i nie jestem błyskotliwa i przerażająco śliczna. I nie zawsze jestem pomocna, kiedy w grę wchodzą poważne tematy – jestem tylko człowiekiem. Ale nie udaję kogoś kim nie jestem, a to uważam za najważniejszą rzecz.
Wiecie co jest najśmieszniejsze w ludziach? Zawsze myślą na odwrót: śpieszy im się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by zdobyć zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości, ani przyszłości. Żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć i umierają jakby nigdy nie żyli.


Jest zlepkiem wzruszeń, nieodbytych rozmów, tłumiących emocji, sekretów, nocnych szlochów do poduszki, niewypowiedzianych słów i myśli autodestrukcyjnych - moje dzikie serce.

Obojętność - cichy sprzymierzeniec całego zła tego świata. http://vergil.cytaty.info
~Vergil ©


poniedziałek, 17 września 2012

I've made up my mind

Kiedyś, w samotności, spojrzałam Prawdzie w oczy. Kolor ich był piękny jak słoneczna bryza o poranku, jak ujmująca biel przebiśniegów, jak malinowe usta. Jak niebo poprzecinane purpurowymi wstęgami zachodu wiosennego słońca. Ich kolor był piękny i dziwny. Jakby niemożliwe było sprecyzowanie jego odcienia.
Tamtego dnia patrzyłam Prawdzie w oczy i milczałam jak zaklęta. Jakby ktoś rzucił na mnie urok. W prawdzie Prawda nie bolała tak bardzo, nie śpiewała tak głośno, nie szarpała tak mocno. Prawda była milcząca, spokojna i ciepła. Stanowiąc jedyną rzeczywistość życia, choć tak daleką od naszego przekłamania.
Prawdą było szczęście każdego z nas, że każdy plan jest misterny i dobry. Każdy upadek przemyślany. Zło rodzi dobro, a dobro wspina się na wyższy stopień. że wszystkie uśmiechy mają cel, każde słowo układa ostateczne zakończenie życia. Prawdą było szczęście dalekie, lecz wkrótce spełnione. Była nią dobroć i ciepłe powietrze, kiedy szepczesz. Prawdą było Życie.
Prawdą było to, co najprawdziwsze. Miłość.










wtorek, 4 września 2012

to nie zabawa ale bawię się

Tak strasznie boję się tych chwil, w czasie których uświadamiam sobie jak daleko od siebie 
jestem. Jak jestem skomplikowana, niezrozumiała. Jak doszczętnie wypełnia mnie konflikt wszystkiego tego co we mnie jest a tego co powinno być. Nienawidzę, kiedy otwierają mi się oczy. Kiedy widzę całą tę miłość do mnie. Kiedy bronię się, chyba już podświadomie przed tym wszystkim co chcą mi dać. Jak poczuwam się jako ta, która wie więcej o miłości jako ta, która może oceniać jej autentyczność. Oczy wtedy szczypią, kiedy wszystko wokół mnie czuję, lub zdaję się na to by czuło a we mnie nic, a nicość taka nieokreślona. Tak bardzo brzydziłam się hipokryzją, tak bardzo brzydzę się nadal. Momentami szukam w sobie tego wszystkiego  co zdawać by się można powinnam mieć. Jak uginam się pod ciężarem oczekiwań na ludzkość, na to wszystko co pozwala mi nosić miano człowieczeństwa. Nienawidzę dokładnie tych chwil  w których stoję przed odbiciem w lustrze i szukam siebie, siebie której znaleźć nie mogę.  Jak doszukuję się choć cienia pewności, że to co tutaj to to co rzeczywiście powinno być. Zawsze chciałam decydować o sobie, kroczyć według swojego planu. Bez narzucania co i kiedy. Wkładają mi w usta słowa które duszą mnie. Słowa przed którymi coraz bardziej nie potrafię się ustrzec. Jakbyś oddychała, ale tylko do płuc, jakby tlen do mózgu nie dochodził. Dusisz się, choć Twoja klatka piersiowa pracuje. Stoisz, ale nie o swoich nogach. Czuję się jak w klatce, w klatce braku zobowiązań, do osobistych oczekiwań wiecznych zobowiązań. Jakbym była tą, którą przyszło mi się stać, ale tą którą stać się nie chciałam. Zostałam szczera, bo prawda nadal jest karmą którą chce się żywić, karmą która bądź co bądź bywa mało pożywną. Zawsze wychodziłam z założenia, że wolałabym jednogłośne spierdalaj, a nie sylabizowane nigdy do końca nie wypowiedziane zostawaj. Chciałam wiedzieć, a nie domyślać się. Bo wiedza jest jednostronna, wiedza to bilet w jedną stronę, bilet na którym pozwalają Tobie kroczyć przez życie w 100 %, a wszelkie domysły są tylko jednorazowym biletem. Dziś tutaj, goła od wszystkiego co w dzień wiem, że nie oferuję żadnej pewnej opcji, że nie daję nadziei bo ona jest złudna. To jak wybieranie mniejszego zła, jak nostalgia Edypa, tragiczny wybór, przed wrotami którego przyszło mi stać. Wrotami, które otworzyć się nie chcą, bo ja nie znam kodu, nawet nie przyszło mi do głowy go szukać. Uwrażliwiają mnie, tę przewrażliwioną do szpiku kości. A ja, zagubiona we wszystkim tym w czym przyszło mi żyć cierpię, bo sprawiam ból, bo w oczach innych jestem, tą którą brzydziłam się być. Bo ranię ich tak poważnie, poświęcam cząstki dla ogółu. Bądź co bądź tracę, a mogłabym mieć wszystko.

sobota, 1 września 2012

hold on


Są takie rozmowy, po których wszystko się zmienia. Rozmowy, które nie obfitują w słowa, lecz w spojrzenia i milczące gesty. Są takie chwile, gdy siedzi się w ciszy obok drugiego człowieka, wiedząc, że na więcej nie ma się prawa, więcej nie wolno. Bo więcej, to byłoby za dużo, które by przygwoździło. Są tacy ludzie, którzy nie potrafią nikogo do siebie wpuścić. Tacy zamknięci, skryci i szeroko uśmiechnięci. Zbyt głęboko zranieni, by to zauważyć, zbyt niespokojni, by pozwolić sobie na smutek. Tacy zbyt przerażeni. Są ławki, na których siada się ze wstrzymanym oddechem, ostrożnie dotykając każdego skraw­ka, badając go delikatną faktura opuszka palca. Ławki, które zmieniają życie, pod dębami, których liście zdobią alejki w parku. Są łzy, których nie da się kontrolować. Chwile nieszczęścia trudne do opisania, zrozumienia. Momenty, podczas których człowiek umiera, zwijając się w ciasny kłębek, szukając ukojenia. Ale ono nie nadchodzi. Pozostaje ból, w swojej najczystszej postaci. Zbyt brutalny, by go zro­zumieć. Zbyt mocny, by go wytrzymać. I wtedy się umiera. Nie tak fizycznie. Nie, ciało wciąż pozostaje ciasno zwinięte w kłębek. Umiera się tam, w środ­ku. Bo już się nie ma siły, bo brakuje motywacji, by przetrzymać. Umiera się, bo nie widać inne­go wyjścia, bo inaczej… Bo inaczej się nie da. Śmierć przychodzi po cicho, nie czuje się jej sub­telnego dotyku, gdy przytula się do ciała. Gładzi po włosach, powstrzymuje łzy, a potem… wy­rywa serce. I nie stać człowiek na nic więcej poza jednym głuchym okrzykiem. Ostatnim wes­tchnieniem, nim zapanuje pustka. Bierze się ostatni oddech pozbawiony cierpienia i już. Nie ma. Ból odszedł, odeszło uczucie. Można rozprostować zmęczone nogi, obetrzeć łzy i zasnąć. Śmierć całuje jeszcze na dowiedzenia, kręcąc ze smutkiem głową.











piątek, 31 sierpnia 2012

jeszcze będzie przepięknie

Jestem w miejscu, które nie istnieje. Oparta o ogromny pień rozłożystego drzewa, chłonę spokój unoszący się nad rzeką. Potężne drzewa, które z roku na rok umacniają się w swym ­majestacie budzą we mnie poczucie bezpieczeństwa. Szum płynącej wody zagłusza krzyk w mojej głowie. Odbijające się od niej promienie sierpniowego słońca przebijają ciepłem, które­go tak mi brakowało. Chłód ziemi, jak katalizator, przenikliwie bada moje wnętrze. Wiatr delikatnie otula swą świeżością. Przynosi kolejne wspomnienie. To miejsce zawsze było dla mnie niezwykłe. Niezmienność w obliczu upływu czasu, która zatrzymała moje prawdziwe ja. Czuję się tu po prostu sobą. Romantyczne rozchwianie emocjonalne mi nie przeszkadza. Z ko­lejnym uderzeniem serca przychodzą łzy lub śmiech. Tak długo przychodziłam tu w nadziei, że on usiądzie obok. Dziś nie czekam… Wkomponowana w krajobraz jego obecność sprawiła, że zawsze czuję go blisko siebie. Wypełniająca go niepewność, gdy chciał być dla mnie wspar­ciem. Silne spojrzenie, nasączone bólem ostatniego widzenia, chłonące najdrobniejszy mój ruch, jakby chciało nauczyć się go na pamięć. Odpływające myśli zachwycające się odpowiedni­kami własnych zachowań u mnie zauważonych. Po zamknięciu oczu podsłuchuję milczenie, którym tak wiele potrafił zawsze wyrazić. Słyszę jego śmiech w odpowiedzi na własne żarty. I zmieniający się ton głosu, w którym rozsądek informuje o czasie rozstania. Tylko on znał się na zegarku w tym miejscu.  
Pisanie mi pomaga. Ograbia z głębi, której nie czuję się godna. Wzbudza poczucie, że kiedyś zdołam wypisać całe moje wnętrze i umiejscowię się w czasie, w którym to się stanie. Zacznę żyć przyszłością i ruszę dalej. Jak na razie uczę się nowych słów. Najtrudniej jest za­mienić „musieć” na „chcieć”… A tylko to jedno słowo rozwiązałoby problemy. Bo gdybym nie chciała o Tobie zapomnieć, a musiała? Muszę przestać szukać wciąż Ciebie, a gdybym te­go chciała? Dla chcącego nic trudnego. A dla przymuszonego zawsze istnieje nadzieja, że coś się zmieni. No chyba, że nie będzie tego chciał...