wtorek, 19 lutego 2013

Pewnego razu odpowiedź padła przed pytaniem.





Ile mnie we mnie?


     Za­paliłam pa­piero­sa i weszłam w miękki, wil­gotny mrok la­su, który był po­wier­ni­kiem moich naj­skryt­szych myśli. Gąszcz op­la­tał mnie de­likat­nie niczym dłonie mat­ki, których do­tyku dawno nie zaz­nałam.  Dzisiaj jest inaczej. Mi­mo, że na zewnątrz zu­pełnie po­dob­nie, bo śnieg, bo wieczór zagląda przez ok­no i mi­nuso­wa tem­pe­ratu­ra, ale... Tam­ta dziew­czy­na, pełna nadziei, uf­ności i ocze­kiwa­nia, chy­ba już daw­no zasnęła. Jes­tem tyl­ko ja. Trochę star­sza, trochę smut­niej­sza, trochę bar­dziej sa­mot­na. O nie. Nie po­myśl o mnie źle. Płomień życia wciąż i niez­mien­nie jest tu obec­ny.
     Na dworze było zim­no. Prze­raźli­wie zim­no. Są ta­kie dni, kiedy nie przej­muję się niczym. Ten dzień właśnie do ta­kich na­leżał. Szłam na oślep, przed siebie.
Nie ma już we mnie słabości do patosu, wzniosłych westchnień i miłości bezwarunkowej, niepowstrzymanej, szalonej. Nie wiem nawet, co to jest, czuję się w tej kwestii jak przedwcześnie wydrążona kłoda, jak pustostan. W pewnym momencie udało mi się wreszcie, jakimś cudem, przestać czekać, wierzyć, że przyjdziesz, czy że po prostu istniejesz. Nie wiesz nawet, jaką jest to dla mnie ulgą, kresem niewysłowionych katuszy, nieprzespanych nocy.
     Człowiek, który na nic nie czeka jest totalnie pozbawiony dążeń, ale mogło być gorzej.
     Cenię sobie spokój, pogodę zastygającego ducha. Nie wyglądam już przez okno…
     Jednak  doszukiwanie się w czymkolwiek sensu to specjalność nie tyle naiwniaka, ile masochisty. Jeszcze wiele ra­zy się zgu­bię, mając przed sobą mapę swo­jego życia. Jeszcze wiele ra­zy do­pad­nie mnie poczu­cie bra­ku przy­należności, wówczas gdy miej­sce będzie za­sad­niczo ok­reślo­ne. Wiele ra­zy będę miała myśli des­truk­tywne. Każdy z nas je ma. Odróżnia nas tyl­ko zdol­ność efek­tywne­go od­rzu­cania ich. Wiele ra­zy będę chciała po pros­tu wyjść. Nie wrócić. Za­pom­nieć. Wiele ra­zy będę oszołomiona sza­rością życia. Roz­cza­rowa­na mo­ral­nością ludzkiego is­tnienia. Wiele ra­zy nie zgodzę się z de­cyz­ja­mi blis­kich, wiele ra­zy oni nie zgodzą się z moimi de­cyz­ja­mi. Będę dziw­na, w ich oczach. Niez­ro­zumiana w ich przeświad­cze­niu wie­dzy. Może niedościg­niona w myśle­niach mo­jego zniszcze­nia. Ale za nic w świecie, nie chcę wątpić. Nie chcę wątpić w is­totę mo­jego życia, w kon­sekwen­cje wcześniej podjętych de­cyz­ji. Nie chcę wstecz ana­lizo­wania. Do przeszłości ciągłe od­wołania. Nie chcę żałować. Bo żałość nie leży w mej su­ges­tii. Mogę zginąć, każde­go dnia. W naj­mniej ocze­kiwa­nych oko­licznościach. Zginąć z dumą, ale nig­dy nie żałować.