Ludzie mówią, że zgubić się
to żaden wstyd, ale jak znów odnaleźć właściwą drogę?
Wspomnienia o Tobie
są wciąż żywe. Te wspomnienia trzymam na uboczu, odizolowałam
je od społeczeństwa. To one odciągają mnie od obowiązków.
Towarzyszą mi przed, po albo zamiast śniadania, one zapewniają
mi dobrą noc. One trwają przy mnie do białego rana, w pokoju,
w łóżku, w drodze. Koniec końców te wyobrażenia zawsze
pozostają nieosiągalne, nie do zdobycia dla mnie. Twoje podobizny
w mojej wyobraźni zawsze są delikatne, kruche. Fizycznie nie jesteś niczym
więcej niż powietrzem, zawsze się boję, że jeśli zbyt mocno się
nim zaciągnę to ból zje mnie od środka, a jeśli zbyt szybko
wypuszczę, to odlecisz na zawsze.
Wielu ludzi postępuje nierozumnie, nielogicznie i samolubnie,
nie jesteśmy lepsi, ale są w życiu takie chwile kiedy trzeba
podjąć ryzyko, w tym możemy się poprawić. To jest ten czas. Wierz mi.
Tęsknie za wszystkim
Za powitaniami,
Za pożegnaniami,
Za tym jak mówiłeś do mnie K.,
Za wygłupami,
Za niedopowiedzeniami,
Za poetyckością,
Za trudnymi słówkami,
Za tym jak opowiadałeś wieczorami o
książkach, które czytałeś,
Zapaliłam papierosa
i weszłam w miękki, wilgotny mrok lasu, który był powiernikiem moich
najskrytszych myśli. Gąszcz oplatał mnie delikatnie niczym
dłonie matki, których dotyku dawno nie zaznałam. Dzisiaj jest inaczej. Mimo, że na zewnątrz
zupełnie podobnie, bo śnieg, bo wieczór zagląda przez okno
i minusowa temperatura, ale... Tamta dziewczyna, pełna
nadziei, ufności i oczekiwania, chyba już dawno zasnęła. Jestem tylko
ja. Trochę starsza, trochę smutniejsza, trochę bardziej samotna.
O nie. Nie pomyśl o mnie źle. Płomień życia wciąż
i niezmiennie jest tu obecny. Na dworze było zimno. Przeraźliwie zimno. Są takie dni, kiedy nie przejmuję się niczym.
Ten dzień właśnie do takich należał. Szłam na oślep,
przed siebie.
Nie ma już we mnie słabości do patosu,
wzniosłych westchnień i miłości bezwarunkowej, niepowstrzymanej, szalonej. Nie
wiem nawet, co to jest, czuję się w tej kwestii jak przedwcześnie wydrążona
kłoda, jak pustostan. W pewnym momencie udało mi się wreszcie, jakimś cudem,
przestać czekać, wierzyć, że przyjdziesz, czy że po prostu istniejesz. Nie
wiesz nawet, jaką jest to dla mnie ulgą, kresem niewysłowionych katuszy,
nieprzespanych nocy.
Człowiek,
który na nic nie czeka jest totalnie pozbawiony dążeń, ale mogło być gorzej.
Cenię sobie spokój, pogodę zastygającego ducha. Nie wyglądam już przez okno…
Jednak doszukiwanie się w
czymkolwiek sensu to specjalność nie tyle naiwniaka, ile masochisty. Jeszcze wiele razy się zgubię,
mając przed sobą mapę swojego życia. Jeszcze wiele razy dopadnie mnie
poczucie braku przynależności, wówczas gdy miejsce będzie zasadniczo określone.
Wiele razy będę miała myśli destruktywne. Każdy z nas
je ma. Odróżnia nas tylko zdolność efektywnego odrzucania ich.
Wiele razy będę chciała po prostu wyjść. Nie wrócić. Zapomnieć. Wiele
razy będę oszołomiona szarością życia. Rozczarowana moralnością
ludzkiego istnienia. Wiele razy nie zgodzę się z decyzjami
bliskich, wiele razy oni nie zgodzą się z moimi decyzjami.
Będę dziwna, w ich oczach. Niezrozumiana w ich przeświadczeniu
wiedzy. Może niedościgniona w myśleniach mojego zniszczenia.
Ale za nic w świecie, nie chcę wątpić. Nie chcę wątpić
w istotę mojego życia, w konsekwencje wcześniej podjętych decyzji.
Nie chcę wstecz analizowania. Do przeszłości ciągłe odwołania.
Nie chcę żałować. Bo żałość nie leży w mej sugestii.
Mogę zginąć, każdego dnia. W najmniej oczekiwanych okolicznościach.
Zginąć z dumą, ale nigdy nie żałować.