Jestem w miejscu, które nie istnieje. Oparta o ogromny pień rozłożystego drzewa, chłonę spokój unoszący się nad rzeką. Potężne drzewa, które z roku na rok umacniają się w swym majestacie budzą we mnie poczucie bezpieczeństwa. Szum płynącej wody zagłusza krzyk w mojej głowie. Odbijające się od niej promienie sierpniowego słońca przebijają ciepłem, którego tak mi brakowało. Chłód ziemi, jak katalizator, przenikliwie bada moje wnętrze. Wiatr delikatnie otula swą świeżością. Przynosi kolejne wspomnienie. To miejsce zawsze było dla mnie niezwykłe. Niezmienność w obliczu upływu czasu, która zatrzymała moje prawdziwe ja. Czuję się tu po prostu sobą. Romantyczne rozchwianie emocjonalne mi nie przeszkadza. Z kolejnym uderzeniem serca przychodzą łzy lub śmiech. Tak długo przychodziłam tu w nadziei, że on usiądzie obok. Dziś nie czekam… Wkomponowana w krajobraz jego obecność sprawiła, że zawsze czuję go blisko siebie. Wypełniająca go niepewność, gdy chciał być dla mnie wsparciem. Silne spojrzenie, nasączone bólem ostatniego widzenia, chłonące najdrobniejszy mój ruch, jakby chciało nauczyć się go na pamięć. Odpływające myśli zachwycające się odpowiednikami własnych zachowań u mnie zauważonych. Po zamknięciu oczu podsłuchuję milczenie, którym tak wiele potrafił zawsze wyrazić. Słyszę jego śmiech w odpowiedzi na własne żarty. I zmieniający się ton głosu, w którym rozsądek informuje o czasie rozstania. Tylko on znał się na zegarku w tym miejscu.
Pisanie mi pomaga. Ograbia z głębi, której nie czuję się godna. Wzbudza poczucie, że kiedyś zdołam wypisać całe moje wnętrze i umiejscowię się w czasie, w którym to się stanie. Zacznę żyć przyszłością i ruszę dalej. Jak na razie uczę się nowych słów. Najtrudniej jest zamienić „musieć” na „chcieć”… A tylko to jedno słowo rozwiązałoby problemy. Bo gdybym nie chciała o Tobie zapomnieć, a musiała? Muszę przestać szukać wciąż Ciebie, a gdybym tego chciała? Dla chcącego nic trudnego. A dla przymuszonego zawsze istnieje nadzieja, że coś się zmieni. No chyba, że nie będzie tego chciał...